
Title | : | Najgorsze dopiero nadejdzie (Marek Bener, #1) |
Author | : | |
Rating | : | |
ISBN | : | 8379765184 |
ISBN-10 | : | 9788379765188 |
Language | : | Polish |
Format Type | : | Paperback |
Number of Pages | : | 406 |
Publication | : | First published September 28, 2016 |
Zgliszcza spalonego domu kryją w sobie ponurą tajemnicę. Marek Bener ma przed sobą ostatnie dziennikarskie zadanie. Nie wie jednak, że to początek kryminalnej gry, w którą zostaje uwikłany. Przeszłość daje o sobie znać, gdy okazuje się, że ofiarą pożaru jest dawny przyjaciel Benera, który przed laty uwiódł mu narzeczoną. Najgorsze dopiero nadejdzie. Wkrótce kobieta również znika bez śladu. Dziennikarz nie przypuszcza nawet, że z pozoru zwykły dzień przerodzi się w walkę o życie. Czy Marek Bener wygra wyścig z czasem?
Najgorsze dopiero nadejdzie (Marek Bener, #1) Reviews
-
Polskie kryminały rozmnażają się jak grzyby po deszczu, dlatego też miałem okazję ostatnio wreszcie przeczytać do końca "Najgorsze dopiero nadejdzie" Roberta Małeckiego.
Jak już wiadomo, przygody głównego bohatera - Marka Benera - zamkną się ostatecznie w trylogii i podobno każda kolejna część jest coraz to lepsza.
I jest to dobry prognostyk, ponieważ I część podobała mi się, aczkolwiek był to po prostu dobry polski kryminał i nic więcej.
Mamy tutaj schematy które powtarzają się nieustannie w tego typu literaturze - dziennikarz poszukuje swojej zaginionej małżonki, prowadzi prywatne śledztwo, a z biegiem wydarzeń na światło dzienne wychodzą kolejne tajemnice i niedopowiedzenia.
To co mnie najbardziej irytowało i męczyło w tej książce to tzw. "sceny akcji", ponieważ w środku powieści mamy tego tyle, że troszkę nie za dobrze to mi się wszystko razem "kleiło" i to co przytrafiało się naszemu dzielnemu dziennikarzowi było dość mało wiarygodne...
Na szczęście Robert Małecki ma lekkie, dobre pióro, więc samą książkę czytało mi się bardzo przyjemnie.
Na duży plus także staranny opis Torunia, która zachęcił mnie nawet do odwiedzenia tego miasta.
Końcówka także pozostawia czytelnika w sytuacji, kiedy to chce się w sumie sięgnąć po kolejną część, a jeżeli z każdym tomem ma być coraz to lepiej to dlaczego nie?
"Najgorsze dopiero nadejdzie" to poprawny kryminał; bez żadnych literackich fajerwerków i wielkich zaskoczeń fabularnych.
To pozycja, która może usatysfakcjonować czytelnika, ale pasjonaci tego gatunku (w tym ja) mogą się czuć troszkę zawiedzeni. -
Mam nadzieję, że najgorsze dopiero nadejdzie, że nie jest to najgorszy polski kryminał jaki przeczytałem do tej pory. Fabularnie to nie jest złe, ale nie jest też dobre. To jest mocno średnia historia, która byłaby lepsza gdyby napisy na okładce były prawdą. "Pełnokrwisty kryminał" to zaledwie okołokryminalna powieść, która pełnokrwista w rzeczywistości nie jest. Autor miał dobrą koncepcję, ciekawą historię do opowiedzenia, ale wrażenie ogólne mam takie, że trochę się bał, trochę się wstydził i (tak wiem, debiut) z tego zawstydzenia nie wcisnął gazu, tylko tak troszkę powyżej ograniczenia. Zamiast ostrej kryminalnej jazdy mamy spokojną wycieczkę po fabule. Ciekawostką jest ukazanie świata lokalnych polityków, którzy też potrafią się bratać z gangusami i nie muszą skalą zahaczać o komisje śledcze - tutaj props. Czy dziennikarz bez niczyjej pomocy może tak rozwikłać sprawę? Jak się okazuje nie do końca sam. Bohater raczej nijaki, miałki, zwykły. I na okrętkę słucha jednej jedynej płyty. Książka ostatecznie przeciętna, kupiłem w trójpaczku wszystkie tomy - więc doczytać będzie trzeba.
Coraz słabsi ci produkcyjni pisarze. A może się poprawi? -
https://tanayahczyta.wordpress.com/20... -
Po raz kolejny utwierdziłam się w przekonaniu, że Małecki umie w kryminały. To było dobre. Na pewno nie wpisuje się w trend epatowania makabrą (który notabene uwielbiam), ale broni się klimatem rodem z programów 997. Bardzo lubię ten klimat. W Norwegii mówi się na takie książki „kosekrim” czyli lekki, przyjemny kryminał, przy którym można się zrelaksować. I taka właśnie jest ta książka. Nie znaczy to jednak, że historia jest prosta. Intryga jest dobrze upleciona, postaci zbudowane interesująco, a wisienką na torcie jest humor autora. Na pewno złapię za kolejne tomy :)
Ja książkę przesłuchałam i w tej formie również polecam :) -
Pierwsza książka, dla której zarwałam noc! Dziękuję, Panie Robercie!
-
Historia, która angażuje czytelnika już od pierwszych stron. Poczucie humoru, które znajduje sie na kartach tej powieści nie pozwala na znudzenie. Pełno jest akcji, chwile wytchnienia są szokująco krótkie. Dodatkowym plusem dla mnie jest miejsce, gdzie wszystko sie rozgrywa, mianowocie Toruń. Nie moge sie doczekać, aż zaczne czytać drugi tom!
-
ZAWSZE MOŻE BYĆ GORZEJ
Jeżeli lubicie komiksy o Supermanie - ta książka jest dla was.
Nadzieja na odkrycie kolejnej perły wśród polskich debiutów kryminalnych rozwiała się już gdzieś tak w połowie lektury. Autor bardzo ładnie zawiązał intrygę, przedstawił ciekawego bohatera, nakreślił socjologiczne tło, rozpędził akcję tak, że trudno było odłożyć książkę z ciekawości, co będzie dalej. A dalej, niestety, było już tylko mordobicie.
Zaczęłam nawet liczyć ile razy nasz bohater – toruński dziennikarz Marek Bener - wpada w łapy gangsterów i z nich się wyrywa. A to przy pomocy własnych pięści (był kiedyś bokserem), a to dzięki nieprzeciętnemu sprytowi, a to nagle szczęście mu sprzyja i pojawia się ktoś, kto ratuje mu życie, a to gangsterzy popełniają błędy. Przestałam liczyć. Uwierzcie - było tego na tyle dużo, że zaczęło się robić nudno. W końcu, skoro dowiadujemy się, że Superman zawsze wygrywa, to w tym momencie kończy się zabawa.
Próba wyjaśnienia o co tak naprawdę chodzi w tej skomplikowanej intrydze również skończyła się niepowodzeniem. Jakaś działka, która nie wiadomo dlaczego jest taka istotna, jakaś niezwrócona kiedyś niewielka pożyczka, która nagle bez powodu staje się ważna, jakieś podejrzenie szantażu, ale kto, kogo i dlaczego - to już nie ma znaczenia. Zagęszczenie tajemnic i ledwo jedna – gwałt - wyjaśniona jak należy.
Końcowa zamiana podejrzanych to tylko zwyczajny chwyt literacki, mający na celu zmyłkę czytelnika i nie ma logicznego uzasadnienia. Prawdziwy winny nie miał szczególnej motywacji do ukrywania swej przeszłości, w końcu to nie on planował polityczną karierę, a był na tyle bogaty, że nie musiał martwić się, za co przeżyje do pierwszego. Kara jaka go spotyka (znów bardzo spektakularna, kolejny chwyt literacki) jest niewspółmierna do winy. No chyba, że to on był szefem gangsterów i zleceniodawcą morderstw, ale tego autor niestety nie wyjaśnia; a jeśli nawet tak było, to dlaczego jego świta nagle obróciła się przeciw niemu? W ogóle gangsterów z pistoletami jest tam tylu, że trudno się połapać, kto jest kim, z kim pracuje i dlaczego.
Udział naszego głównego bohatera w wymierzeniu winnemu kary stawia go w tak fatalnym świetle, że cała sympatia do niego znika. Owszem, lubimy Dextera [bohater amerykańskiego serialu „Dexter”], ale tam motywacje działania bohatera są tak przekonująco wyjaśnione, że mamy moralne podstawy, żeby go usprawiedliwiać. Tymczasem motywacje Marka Benera są bardzo wątłe. To nie jest „oko za oko, ząb za ząb” tylko głowa za oko. Nieładnie.
Autor, zgodnie z powszechnie stosowaną manierą nie oparł się też pokusie wystawienia licznych podziękowań za wsparcie w tworzeniu powieści. Mam wrażenie, że jedyną poradą, jaką udzielili Robertowi Małeckiemu koledzy po piórze było: „słuchaj stary, pisz tak, żeby ci wydali kolejną książkę”. Dlatego też zapewne, znów zgodnie z panoszącą się modą, autor nie dokończył najważniejszego wątku powieści, który towarzyszy bohaterowi przez cały czas i prześladuje jego psychikę – sprawie zaginionej przed trzema laty ciężarnej żony. O ile rozumiem i godzę się z tym, że można kontynuować w kolejnych powieściach wątki drugoplanowe, to jednak zasugerowanie, że będzie to opowieść o poszukiwaniach zaginionej i pozostawienie tej historii bez echa uznaję za lekceważenie czytelnika.
„Najgorsze dopiero nadejdzie” odgraża się autor. Jeśli ma być jeszcze gorzej, to ja za kontynuację tej opowieści już teraz podziękuję.
https://www.czytacz.pl -
Po przeczytaniu "Najgorsze dopiero nadejdzie" nie pozostaje mi nic innego jak pogratulować autorowi skonstruowania trzymającej w napięciu sensacyjnej historii, która obnaża ciemne zakamarki miasta i jego elit, jak również mroczne aspekty ludzkiej duszy, która ogarnięta żądzą zemsty jest skłonna wiele poświęcić.
Robert wykreował mocnego, dynamicznego bohatera - dziennikarza Marka Benera, który swoim sprytem oraz sarkastycznym poczuciem humoru, obecnym nawet w wydawałoby się beznadziejnych sytuacjach, potrafił wyplątać się z pułapki, zastawionej przez przeszłość.
Jedyne w czym dowcip mu nie pomaga to pogodzenie się z zaginięciem żony, której kilkuletnie już poszukiwania prowadzą donikąd. Chyba że pojawi się jakiś przełom, a kolejna powieść przyniesienie odpowiedzi na pytanie: gdzie jest Agata Bener? Na to liczę i z niecierpliwością czekam.
Wielki plus za muzyczne odwołania do muzycznych klasyków Ryśka Riedla i Dżemu oraz za wybór miejsca akcji - opisy Torunia i podtoruńskich miejscowości zachęcają do podążenia śladami reportera "Gazety Miejskiej". Robert, najgorsze zdecydowanie nie nadeszło - może być tylko lepiej :) Brawo za tak dobry debiut! -
Naiwna, niespójna, źle, bardzo źle napisana książka. Przemyślenia bohatera na poziomie nastolatka. W zasadzie dałabym jedną gwiazdkę (albo pół, jeśli byłaby taka możliwość), ale dodatkowy punkt dodałam z powodu umiejscowienia akcji w Toruniu.
Na domiar złego - wersja audiobukowa wyjątkowo monotonnie czytana.
Zdecydowanie odradzam. -
Kiedyś stroniłam od czytania powieści polskich autorów. Niezależnie od tego, z jakim gatunkiem miałam do czynienia, nie czułam, żeby nasz rodzimy rynek wydawniczy miał coś ciekawego do zaoferowania. Życie jednak jest przewrotne i postanowiłam sięgnąć po twórczość naszych pisarzy, z których jeden rodzaj literatury szczególnie sobie upodobałam, a są to kryminały. „Najgorsze dopiero nadejdzie” Roberta Małeckiego nie jest pierwszą tego typu lekturą z naszego podwórka, po którą sięgam. Warto?
Spłonął dom. Marek Bener jest dziennikarzem, wykonującym swoje ostatnie zadanie. Zostaje on wciągnięty w zagadki związane z jego przeszłością, gdy okazuje się, że ofiarą pożaru jest jego dawny przyjaciel, który przed laty uwiódł mu narzeczoną. Szybko okazuje się, że kobieta również znika, a ślad po niej ginie. „Honor był potrzebny w czasie wojny. Teraz mamy pokój i liczą się inne wartości.” Ta książka ma dwa ogromne plusy. Pierwszy z nich, to te około pięćdziesiąt stron rozpoczynających powieść, które przyciągają czytelnika jak magnes i nie zamierzają puścić. Kolejnym jest akcja ukazana w drugiej połowie wydarzeń, która bardzo przypomina mi tą z filmów sensacyjnych z przełomu lat 90 a 00. I to są właściwie główne zalety tej powieści. Nie ukrywam, że spodziewałam się czegoś innego. Zwłaszcza po wprowadzeniu, które serwuje nam autor, a które mnie zaciekawiło. To, co rzuca się w oczy to forma pierwszoosobowa. Ja nie jestem zbytnią fanką literatury pisanej z punktu widzenia bohatera, choć jestem w stanie zrozumieć, że często taka koncepcja pomaga nam poznać go lepiej od strony psychologicznej. Moim zdaniem, postać Marka Benera bywa irytująca, choć z początku na taką nie wygląda. Im dalej w las, tym bardziej charakter głównego bohatera zmienia się na gorsze. Nie brakuje sarkazmu, który naprawdę w książkach cenię, ponieważ nadaje on charakteru indywiduum. Nie brakuje również narzekania oraz niewygodnych pytań. Wszystko to kumuluje się i tworzy istotę, z którą mogłabym się dogadać jedynie w kwestii upodobań muzycznych. Wychodzę z założenia, że pozostałe postaci są tutaj potraktowane po macoszemu, zwłaszcza w kontekście pierwszych rozdziałów. Mamy, chociażby kogoś, kto został wprowadzony do historii jako osoba ważna dla fabuły (w kontekście życia zawodowego głównego bohatera), a którego rola kończy si�� kilka stron później. Szczerze mówiąc, liczyłam na to, że wątek jakoś się rozwinie, przez co mocno się rozczarowałam. „Nigdy nie wiesz o sobie wszystkiego. Nigdy, dopóki nie staniesz na krawędzi i nie zrobisz czegoś, do czego — jak sądzisz — nie byłbyś zdolny, a co w konsekwencji zmienia cię na zawsze.” Sama fabuła poprowadzona jest w sposób przejrzysty i klarowny. Do najważniejszej części w historii trzeba jednak trochę poczekać, ponieważ po dobrym początku mamy nagły spadek akcji, a opisy stają się zbyt długie i nużące, by wkręcić się w książkę na całego. Gdybym powieść odpuściła po tych dwustu stronach z pewnością bym żałowała, ze względu na dynamiczną akcję, która ukazana jest w drugiej połowie kryminału. Jak już zapewne zdążyliście zauważyć, wspomniałam we wstępie o filmach akcji z przełomu lat 90 oraz 00. Tak… To, co sprawiło, że nie oderwałam się od tego wszystkiego, to właśnie podobieństwo „Najgorsze dopiero nadejdzie” do kina z tamtych lat. Mam tu na myśli stricte amerykańskie kino akcji. Jest to pewien obszar moich zainteresowań, stąd zapewne ta myśl i skojarzenie. Czy jest to pełnokrwisty kryminał? Według mnie nie. Ma on jednak w sobie coś, co może przyciągnąć sporą część czytelników: prostota, przyjemny język oraz dynamiczny bieg wydarzeń. Czy uważam, że był to kryminał, który warto przeczytać? Tak, choć trzeba mieć do niego troszkę cierpliwości. -
Marek Bener, niepokorny toruński dziennikarz, opowiada jak zaprowadzał porządki w mieście. Są ofiary, pożar, uprowadzenia, tortury i dużo akcji.
Bener właśnie się dowiedział, że traci etat w lokalnej gazecie. Ale to najmniejszy z jego problemów. Od paru lat bezskutecznie poszukuje zaginionej żony, Agaty. W domu, który spłonął znaleziono zwłoki jego dawnego przyjaciela, Wojtka Holtza, ongiś chłopaka jego siostry Pauliny. Znika obecna żona Holtza, kiedyś ukochana Marka, Nika. Tymczasem o dziennikarską przysługę prosi go stary znajomy, Ryszard Chojnicki, pragnący ponownie zostać prezydentem miasta, i popierany przez prezesa jego gazety Rudnika. Z kolei jeden z negatywnych bohaterów reportaży Benera, Marian Butrych, ponawia groźby pod jego adresem. Niebagatelną rolę w sensacyjnych intrygach odgrywają ponadto miejska aktywistka Agnieszka Miedzińska, fotoreporter Radosław Rak, atrakcyjna stażystka Aldona Terlecka oraz Olgierd Szamojski, ścigany za porwania kobiet i handel noworodkami, w przeszłości profesor na uczelni, gdzie Marek Bener przygotowywał pracę doktorską pt. Graviora manent, czyli Najgorsze dopiero nadejdzie.
Debiut Roberta Małeckiego, wzorowany na sensacyjnych bestsellerach światowych, jest - nie ma co ukrywać - udany, przynajmniej w opinii wielu czytelników i bardziej doświadczonych polskich kolegów po fachu. Całe zło w mieście dotyczy osobiście protagonisty powieści, dziennikarza-narratora. Bener rozprawia się kolejno z nowymi przeszkodami, ignorując przy tym nie tylko organy ścigania, także trzecią władzę. Choć popełnia po drodze parę pomyłek, ostatecznie prawie wszyscy sprawiedliwi wychodzą z krwawych rozgrywek bez szwanku, a prawie wszyscy złoczyńcy ponoszą zasłużoną karę. To dopiero pierwsza część cyklu o Marku Benerze. Tom drugi jest już w sprzedaży.
Pomysł dziennikarza-szeryfa nie jest specjalnie oryginalny, ale, jeśli o mnie chodzi, zawsze interesujący. Podoba mi się również osadzenie fabuły w mieście nie za dużym, nie za małym, w którym dziennikarz rzeczywiście musi znać prawie wszystkich. Jednak jak na mój gust wyobraźnia poniosła autora nieco za daleko. Nagromadzenie scen podnoszących adrenalinę czy dodawanie coraz to nowych osobistych wątków niekoniecznie musi podnosić wiarygodność i jakość literackiego przekazu. Ciekawa jestem, jak to będzie wyglądało w następnych odcinkach serialu. -
Naciągane 2.5/5
Trochę się przemęczyłam ale jest! Nareszcie koniec.
W skrócie - historia dziennikarza Marka Benera, który już na początku dostaje wiadomość od przełożonej, że wylatuje z roboty ale przed tym dostaje swoje ostatnie "zlecenie" i ma napisać jakiś świetny artykuł na pierwszą stronę lokalnej gazety. Świetnie się składa bo właśnie tego samego dnia wybucha pożar, w którym ktoś ginie a jest nim...(napięcie) jego, były już, przyjaciel. Wszystko wskazuje na to, że doszło do podpalenia a sprawa ta może łączyć się również z tajemniczym zaginięciem żony (i prawdopodobnie też córki) dziennikarza.
Boże... Jakie to było złe. Pomysł fajny, całkiem ciekawy ale wykonanie... Zacznijmy od tego jak został wykreowany główny bohater. Przedstawia się go jako kolesia figo fagi, wszystkie laski jego, przezabawny w swoich odzywkach, zawsze ma racje oraz wszystko i wszystkich w dupie. Tak naprawdę Marek to szary dziennikarz z doświadczeniem, który nie może pozbierać się po "stracie" żony (i córy), a w dodatku jest stópkarzem (wniosek nasuwa się po ilości wspomnień o wyglądzie stóp jego współpracownicy). Czy muszę wspominać, że na przełożoną mówi "Majka Dymajka"?
Co do fabuły. Za dużo wszystkiego na raz!! Akcja niby prosta ale tak pogmatwana, że przez większość czasu nie wiedziałam co tam w ogóle się dzieje. Tu podpalenie, tam jakieś uprowadzenie, zaraz ktoś się włamuje, po chwili ktoś kogoś wypycha z okna a wszystko i tak sprowadza się do gw@łtu z przed lat (co swoją drogą było też źle rozegrane). Z początku dostajemy informacje, że żona Benera zaginęła i on jej szuka, więc całą treść książki mogła się na tym opierać a nie dostajemy tu kalejdoskop różnorodnych mafijnych akcji, których głównym prowodyrem jest dziennikarz w przydługich włosach.
Jak się cieszę, że nie skusiłam się na resztę serii bo tylko bym się wkurzała, że wydałam pieniądze na coś co kompletnie do mnie nie przemawia. Zawiodłam się (chociaż może oczekiwałam też za dużo?). W swojej kolekcji posiadam też inną książkę tego samego autora, już z późniejszych lat jego twórczości, więc mam nadzieję, że będzie o wiele lepsza i przekona mnie by nie porzucać całkowicie twórczości Małeckiego. -
Od tego wszystko się zaczęło… No właśnie, a ja dopiero teraz poznaję losy Marka Benera, reportera toruńskiej gazety. Zmobilizowało mnie wznowienie wydane przez Czwartą Stronę Kryminału. Znając już jednak późniejszą twórczość Roberta Małeckiego mogę stwierdzić, że autor bardzo rozwinął swój warsztat pisarski, choć i tu czuć tą charakterystyczną lekkość stylu, inteligentny humor i naturalność dialogów. Sporadycznie wkradający się chaos rekompensuje fascynująca fabuła, w której „wszystko, co do tej pory wydawało się prawdą, było kłamstwem, a co mogło być kłamstwem, okazywało się prawdą”.
Na równe uznanie zasługuje kreacja głównego bohatera, doświadczonego boleśnie przez los, niepogodzonego ze stratą ciężarnej żony, niepokornego idealisty, niewolnego jednak od zwykłych ludzkich wad i potknięć.
W pożarze, którym Marek Bener się zajmuje w ramach reporterskiego śledztwa, ginie jego dawny przyjaciel, a od kiedy odbił mu narzeczoną, wróg. Przeszłość rodziny Benera, na którą ofiara wywarła olbrzymi wpływ, otwiera się niczym niezagojona rana, jątrząca z każdym dniem bardziej i bardziej. Wątki sprzed lat zaczynają łączyć się niespodziewanie z kolejnymi tragediami, a sam Bener zostaje wkręcony w kampanię przedwyborczą jednego z kandydatów na prezydenta miasta Torunia.
Bener nieustępliwie dążący do celu musiał komuś dotkliwie nadepnąć na odcisk, bo ktoś ewidentnie na niego poluje. Nie spodziewa się jednak, że najgorsze dopiero nadejdzie.
Niektóre wątki zyskują zaskakujące, momentami wręcz szokujące wyjaśnienie. Dalszy ciąg innych z pewnością znajdę w drugim tomie przygód niezłomnego reportera, który z przyjemnością przeczytam. I to już wkrótce. -
Całkiem przystępny kryminał. Nieźle napisany, było trochę zbędnego pitu pitu, ale autor zachował umiar. Zarówno główny bohater, jak i pozostali, nie wzbudzają większych emocji (czyt. autor ani trochę nie przyłożył się do stworzenia interesujących postaci). Najistotniejsza jest tu opowiadana historia. Na moje oko momentami troszkę naciągana i przedobrzona, ale w ogólności, z racji na całkiem nieźle wprowadzane zwroty akcji, robi pozytywne wrażenie. Niestety w zakończeniu można wyczuć spory dysonans u głównego bohatera, który na zakończenie zachowuje się w sposób, który w ogóle nie pasuje do postaci kreowanej od początku książki.. Tradycyjnie w tle kołacze się tajemnica, która prawdopodobnie wiąże wszystkie trzy części tej serii i przez to skłania do kontynuowania trylogii. Nie ma co porównywać do serii Chmielarza o komisarzu Mortce - tu i tu mamy kryminał, a przepaść w zakresie bohaterów, dbałości o szczegóły, klimatu - ogromna.
-
Ciężko było na początku, nie mogłam wczuć się jednak teraz stwierdzam, że na pewno przeczytam kolejne części. Niewyjaśnione sprawy, niedopowiedzenia.. Główny bohater to człowiek, któremu życie ciagle rzuca kłody pod nogi, nie ma lekko, dodatkowo grozi mu utrata pracy. To człowiek, wobec którego odczuwam współczucie. Jednak kłopoty same do niego lgną. Książka przez swą wielowątkowość była dość chaotyczna.
Wkrótce zabiorę się za czytanie kolejnych części. -
"Najgorsze dopiero nadejdzie" to pierwsza część trylogii Małeckiego o Toruniu, w któej w głównej roli osadzono dziennikarza "Gazety Miejskiej" Marka Benera. Wiedzie on ... niespokojne życie (kilka lat wcześniej zaginęła jego żona), a teraz dodatkowo dopadają go niewyjaśnione sprawy i ludzie sprzed lat ... Graviora Manent.
Zawsze pamiętajcie ... na każdą sprawę można spojrzeć z dwóch stron ... -
Rozkręca się wolno, ale ostatnia 1/3 to jazda bez trzymanki. Powieść skręcająca bardziej w stronę brutalnej, agresywnej i sensacyjnej, niż ponury i melancholijny Gross, i miło widzieć, że Małecki sobie dobrze z tą konwencją radzi.
-
Bardzo dobry debiut. W moim przypadku bardzo na plus za zaangażowanie Jacka Mikołajczaka do czytania audiobooka (przy jego głosie wracają najlepsze wspomnienia z dzieciństwa).
-
Spoko książka, ale duży plus za umiejscowienie;)
Bardzo miło czytało się coś, co ma miejsce w Toruniu.
Mam nadzieję, że kolejne tomy też tak mają. -
Bez szału. Szkoda.
-
Dużo dobrego słyszy się o tym autorze, ale tutaj szału nie ma
-
Ok.
-
dobra rozrywka jak zawsze z małeckim :)